sobota, 7 stycznia 2012

Rozdział 8

Kierowałam się w stronę szpitala, od szkoły miałam tam z 20 minut drogi, pieszo. Przyśpieszyłam tempo, chciałam być szybciej u boku Radka. Martwiłam się o niego, bo nie wiem co ten palant mógł mu zrobić. Mam nadzieję, że to nic poważnego, bo nigdy bym sobie tego nie wybaczyła, że to przeze mnie, przez moją głupotę.
Moje myśli kłębiły się tylko na temat Jego osoby... jest dla mnie bardzo ważny, ale czy to już miłość? Sama nie wiem...
Nie lubiłam szpitali, sama kiedyś w nim byłam, to nic przyjemnego. W recepcji miła pielęgniarka wskazała mi salę w której leży chłopak, sala 127. Stanęłam niepewnie przed drzwiami prowadzącymi do jego sali, zawahałam się, bałam się tego co zobaczę. Przełknęłam ślinę i weszłam.
Leżał w białej pościeli, głowę skierowaną miał w stronę okna, głęboko nad czymś myślał. Głowę owiniętą miał bandażem i zaklejony nos, boże to wszystko przeze mnie...
- Hej, jak się czujesz? - wyrzuty sumienia nie dawały mi normalnie funkcjonować, usiadłam na krześle obok jego łóżka.
- Cześć mała...- wypowiadał słowa szeptem, jak by nie mógł głośniej.
- Radek, przepraszam cię, to wszystko moja wina. Przepraszam.! - rozpłakałam się, chwycił lekko moją rękę.
- Nawet tak nie myśl, to nie twoja wina. - mówił jakby już głośniej
- Ale to przeze mnie tu leżysz...  
- Masz się nie obwiniać. Rozumiesz.!? - uniósł głos, był denerwowany, czułam to. Puśćił moją rękę.
- To o co chodzi? Powiedz mi, dłużej już tak nie mogę.
- Bo widzisz... to co mówiłem wtedy u mnie, to... urwał, miał łzy w oczach.
-To co? - patrzyłam się prosto w jego oczy, on również w moje.
- To ... to była nieprawda. Przepraszam. - odwróci głowę w drugą stronę, nie mówił już nic.
Analizowałam w głowię wszystko co przed momentem wypowiedział, nie mogłam w to uwierzyć. Kolejny dupek który chciał mnie wykorzystać? Nie, przecież on taki nie był, widziałam to, czułam...
- Aha, rozumiem. Dzięki, że mi powiedziałeś przynajmniej się nie wygłupiłam wyznając ci... a zresztą to już nie ważne. Narazie, trzymaj się. - Opuściłam jego salę, zatrzymując się jeszcze w drzwiach spoglądając na jego posiniaczone ciało.
- Emi.... spojrzał na mnie, ale ja wyszłam. Musiałam ukryć przed nim łzy, nie chcę aby pomyślał, że mi zależało, że zabolało mnie to co powiedział. A przecież tak było, kolejna osoba mnie zraniła. To niewiarygodne jak wszystko potrafi się w tak krótkim momencie walić.
Wróciłam do domu, droga zajęła mi jakieś 40 minut. W domu nikogo nie było, rodzice jak zwykle w pracy, a brat pewnie w szkole. Właśnie Max dawno z nim nie rozmawiałam, brakowało mi tego jego " wszystko się ułoży siora, nie martw się" Niby takie banalne, ale z jego ust wydawało się inne, takie prawdziwe jak by naprawdę miało być wszystko dobrze. Ale jego teraz przy mnie też nie było, byłam sama kompletnie sama. Wzięłam do ręki telefon, wchodząc w galerię. Jako pierwsze widnieje tam nasze zdjęcie moje i Radka, które zrobiliśmy tamtego wieczoru. Jesteśmy na nim tacy uśmiechnięci i szczęśliwi choć nie byliśmy parą. Na drugim jednocześnie ostatnim dajesz mi całusa w policzek. Przed oczami staje mi obraz tamtej nocy. Przecież on nie mógł kłamać, nie on. Wątpię w to, żeby tak doskonale udawał uczucia, mówił tak przekonująco. To musi być przez Krzyśka, tak na pewno przez niego. Ale co..? Boże dlaczego nie zgodziłam się w tedy od razu z nim być? może teraz bylibyśmy szczęśliwi razem i nie było by tego całego zamieszania. A może było by na odwrót? może okłamywał by mnie, po prostu od tak udawał miłość do mnie?
Cała zapłakana udałam się w stronę łazienki. Uporczywie szukałam jakiś tabletek nasennych, na marne nic nie mogłam znaleść. Czy chciałam się zabić? popełnić samobójstwo? Sama nie wiem. Wcześniej dużo myślałam o osobach, które popełniają samobójstwo. Prawdę mówiąc interesowało mnie to, chciałam poczuć jak to jest, ale powstrzymywała mnie przed tym myśl o moich najbliższych, przyjaciołach, rodzinie. Wcześniej miałam dla kogo żyć a teraz? wszyscy się ode mnie odwrócili po tej całej aferze,  rodzice się mną nie interesują. Całkowicie straciłam chęć do życia, na tej cholernej ziemi. Ale przecież nikt nie powiedział, że będzie łatwo.
Poszłam do łazienki rodziców, tam znalazłam to czego szukałam. Silne środki nasenne. - Świetnie - wzięłam jeszcze paczkę żyletek i udałam się do barku taty znajdującego się w salonie, zabrałam jedną butelkę wódki z różnorodnych trunków.  Weszłam do swojego pokoju, odłożyłam wszystkie zabrane ze sobą rzeczy na ziemi i usiadłam opierając się o pustą ścianę. Biorąc pierwszy łyk trunku zaczęłam pisać na śnieżno-białej kartce :

Kochani rodzice.!
Nie miejcie do mnie żalu za to co zrobiłam. Wiem, że nie zawsze byłam dobrą córką,
ale zawsze starałam się nią być.  Dziękuję, że wychowaliście mnie na dobrego człowieka.
Zawsze razem z Maxem mieliśmy wszystko co tylko chcieliśmy. Myśleliście, że wypełnicie 
w ten sposób waszą nieobecność. Myliliście się często potrzebowaliśmy was bardziej 
niż tych wszystkich nowych przedmiotów. Co nie zmienia faktu, że wiedzieliśmy, ze nas kochacie 
i chcecie dla nas jak najlepiej. 
Nie, to nie z tego powodu to zrobiłam. W moim życiu zdarzyło się zbyt wiele nieprzyjemnych
rzeczy. Poprostu nie daję już sobię z tym wszystkim rady. Nie myśleliście, że jest ze mną
aż tak źle? Nie miałam wam nawet kiedy o tym powiedzieć. Nie mam
do was o to żalu, prędzej czy później i tak by się to wydarzyło.
Przepraszam was z całego serca. Zawsze was kochałam i nadal będę kochać, ale tam u góry razem z aniołami. Wierzę, że tam będzie mi lepiej. Kiedyś się tam wszyscy razem spotkamy i znów będziemy
razem. Będę tam na was czekać i obserwować was z góry. 
Jeszcze raz bardzo was przepraszam. Pamiętajcie, że was kocham. 
I Ciebie też Max- mój kochany braciszku. Będzie mi Ciebie brakować, ale nie martw się będę cię pilnować. 
Przepraszam.
wasza kochająca córka i siostra
Emily.

Słone krople łez kapały na list. Butelka była już do połowy pusta, a pudełeczko z tabletkami stawało się lżejsze i z mniejszą zawartością. Zrobiłam pierwszą kreskę na nadgarstku, potem drugą i kolejną. Kropla krwi spadła na kartkę papieru robiąc na niej plamę, zabrudziła ona pismo, lecz nie było to ważne. Robiło mi się ciemno przed oczami, zsuwałam się nie mając już jakichkolwiek sił. Udało mi się jeszcze napisać pożegnalnego sms'a do Radka, mojego ukochanego. " Dla mnie ten wieczór, był najpiękniejszym spędzonym z Tobą. Nie kłamałam mówiąc, że Cię kocham, ale teraz to mało ważne. Już nigdy mnie nie zobaczysz. Żegnaj, Twoja kochająca Emi." Wysłano, wyłączyłam telefon. Przed oczami widziałam mgłę, stawała się ona coraz ciemniejsza i ciemniejsza, aż stała się całkiem czarna. Poczułam silny ból głowy, nie czułam swojego ciała... Czy to już? Czy ja już nie żyję?
Nie stop.! Co ja zrobiłam. Ja chcę wracać... Za późno.
_________________________________________________________________________________
No i jest kolejny.
Miał wyglądać zupełnie inaczej, ale tak jakoś wyszło.
Pozdrawiam :*

2 komentarze:

  1. kurcze..świetne :*
    Mam nadzieję, że szybko napiszesz kolejną część, bo już nie wytrzymuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Płaczę....Dopiero odkryłam tego bloga. Jest cudowny :)

    OdpowiedzUsuń