sobota, 14 stycznia 2012

10

-Emii... ja przepraszam - podszedł do mojego łóżka, usiadł na jego krawędzi i chwycił delikatnie za moją rękę.
Wyrwałam ją, odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku, nie chciałam, aby widział łzy napełniające moje oczy.
- Ja ci wszystko wytłumaczę. Emi wysłuchaj mnie.
- Nie mamy o czym rozmawiać. Wszystko mi już powiedziałeś.
- Nie Emi. Te 2 tygodnie były najgorszymi w moim życiu. Tak cholernie bałem się, że mogę cię stracić, już nigdy nie zobaczyć. Gdybyś... się nie wybudziła nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Rozumiesz? Jestem zwykłym debilem, to przeze mnie to wszystko. - widziałam w jego oczach łzy. Czyżby mówił prawdę? Czyżby naprawdę mu na mnie zależało? milczałam
-Wybaczysz mi kiedykolwiek?
- Nie wiem - tyle zdołałam tylko z siebie wydusić.
- Przepraszam, za to co powiedziałem ci w szpitalu. Tak naprawdę, to co mówiłem u mnie, to była prawda. Powiedziałem ci w tedy, że kłamałem tylko dlatego, że Krzysiek nagadał mi na ciebie mnóstwo bzdur. Ja głupi uwierzyłem mu... znaczy nie byłem niczego wtedy pewny. Pomyślałem, że to ty mnie oszukałaś. Proszę zacznijmy wszystko od nowa, bez kłamstw. - Mówił z taką powagą i zaangarzowaniem. Nigdy go takiego jeszcze nie widziałam.
- Daj mi trochę czasu. To się dzieje za szybko, muszę nad tym pomyśleć w spokoju.
- Poczekam ile trzeba. Pójdę już, bo widzę że jesteś zmęczona. Do zobaczenia . - pocałował mnie jeszcze delikatnie w czoło i wyszedł.
Zostałam sama z wieloma niejasnymi pytaniami do samej siebie. Zmęczona zasnęłam.

                                                                     ***

Tydzień później wyszłam ze szpitala. Razem z rodzicami i bratem odbyliśmy szczerą rozmowę. Obiecali poprawić się, zobaczymy jak im to wyjdzie.. Nie zapeszajmy.  Radkowi chyba wybaczyłam kłamstwa, ale nie nie zgodziłam się z nim być. Nie wiem czy kiedykolwiek zgodzę. Nie jestem już pewna, jego uczuć do mojej osoby. Okaże się wszystko w przyszłym czasie. Narazie jesteśmy poprostu przyjaciółmi. Chociaż ja czuję chyba coś do niego więcej, ale nie zamierzam tak odrazu do niego lecieć. Nie tym razem, teraz muszę być tego stuprocentowo pewna. Okazało się też, że podczas mojej " nieobecności" Krzyśka chwyciło sumienie i wszystkie kłamstwa i oszczerstwa na mój temat odkręcił. Ale i tak mam do niego ogromy żal, wręcz nie nawidzę go za to co mi zrobił. Moja psychika na tym ucierpiała. Wsumie w tym jest też moja wina, mogłam do tego nie dopuścić, ale byłam nim zauroczona i nie wiedziałam co robię. Dobrze, że w porę zmądrzałam. Z Agą też sobie wszystko wytłumaczyłyśmy, zachowywała się tak, dlatego, że miała poważne problemy w domu. Jej tata miał poważny wypadek i mógł nie przeżyć, ale naszczęście wszystko się udało i przeżył. Rozumiem ją, że nie interesowała się w tedy mną, a swoim tatą. Ale mogła mi to wcześniej powiedzieć, w tedy nie było by tej całej sytuacji i moich wątpliwości co do naszej przyjaźni.
W domu zostaję jeszcze tydzień, na odzyskanie pełni sił i wracam do szkoły. Trochę się boję, tych wszystkich wzroków ludzi ze szkoły ciągłych pytań i litowań się nad moją osobą. Musze to jakoś przetrwać. Na szczęście zostało mi jeszcze tylko 4 miesiące i wychodzę z tej beznadziejnej szkoły i panującej tam atmosfery.
Moim wnioskiem z czynu jakim była próba samobójcza jest nie przejmowanie się innymi. Jestem jaka jestem i nikt tego nie zmieni. Zamierzam stać się o wiele silniejsza niż byłam dotychczas. Będę chamska i arogancka. Nie dam już sobą manipulować.
Teraz siedzę sobie w moim pokoju oglądając jakąś komedię romantyczną. Lubię te wontki miłosne, przynajmnie w filmach prawdziwa miłość zawsze zwycięża, nie to co w prawdziwym życiu. Oglądam, aż w moim pokoju nie znalazł się Max.
-  Chodź moja kochana siostrzyczko na zakupy. - zaproponował mi
- Nie mam ochoty idź sam. - nie miałam zamiaru wychodzić z domu przez ten najbliższy tydzień. Choć zakupy poprawiły by mi humor. Zawsze to robiły.
- Nie ma, żadnego ale. Przyda ci się trochę świeżego powietrza. Dawno nigdzie nie byłaś.
- Daj mi pół godziny.
-  za równo 30 min widzę cię w drzwiach, przygotowana.
- Ok. - zniknęłam w swojej szfie, szukając odpowiednich ubrać na wyjście. Rzeczywiście, nie miałam żadnych konkretnych ciuszków, także zakupy się przydarzą. Po wybraniu ubrań poszłam do łazienki odświeżyć się. Włosy zwinęłam w niedbałego koczka, przejechałam rzęsy tuszem i nałożyłam odrobinę podkładu, aby zakryć niedoskonałości.
Oczywiście jak zwykle musiała się spóźnić, brat krzyczał na mnie z dołu, abym się pośpieszyła. Z małym opóźnieniem ruszyliśmy w stronę galerii.
Po 3-godzinnych zakupach wróciliśmy do domu cali obkupieni. Ja jak i zarówno Max, lubiłam z nim chodzić na zakupy. Zawsze miał dobry gust i potrafił doradzić. Ja zresztą też. Zmęczona od razu zasnęłam.

__________________________________________________________________________________
Chyba straciłam tą nagłą wenę. 
Pisanie już mi tak nie idzie.
Aczkolwiek mam tam jakieś pomysły na dalszy ciąg,
będzie bardziej ciekawy niż te ostatnie. 
Pozdrawiam <3

2 komentarze:

  1. cudownie. :*
    pisz, bo idzie ci to świetnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam tego bloga i rycze. Przypomina moje zycie. Pisz dalej jest swietnie.

    OdpowiedzUsuń